01 marca. Dzień Puszystych
Bez sensu to święto.
Utwierdza ludzi w przekonaniu, że jest dobrze.
Naprawdę bez sensu. Szczególnie, jak jesteś gruba i nie masz kondycji.
Ktoś, kto jest „puszysty” albo „ma lekką nadwagę” powinien usłyszeć, że jest gruby… albo, że nie może tak wyglądać… Albo, że „o rety, rety! Ty musisz teraz walczyć o życie!”
A nie, że jest puszysty… i w ogóle, że ma świętować…
Co tu świętować?
Bo co tu świętować? Że bolą stawy? Że kręgosłup trzeszczy? Że żołądek „zszedł”? Że są zaparcia? Że jest zadyszka przy wchodzeniu na pierwsze piętro? Że seks kończy się dyszeniem, jak lokomotywa… a na drugi dzień doskwierają zakwasy?
Helloł? Naprawdę to chcemy świętować?
A dzisiaj dostałam list od mężczyzny, który się martwi o swoje zdrowie… Ale ma dobre wyniki. Ale jest w stanie w każdej ręce nieść góra pięć kilogramów. Inaczej nie ma mowy!… Ale ma dobre wyniki badań.
Nie mam pojęcia kto i czym mu te badania robił, ale skoro tak, to potrzebny dr Haus, a nie Monika Kurdej. Moim zdaniem on musi się ruszać. No nie jest możliwe, no ja tego nie akceptuję, że mężczyzna nie jest w stanie dźwignąć zgrzewki mleka. Jasne, dobrze, że napisał; dobrze, że się niepokoi, ale … no naprawdę…? Ile czasu trwało wyhodowanie takiej kondycji? To jest wynik siedzenia przy biurku i przemieszczania się na kołach. I nadmiernego jedzenia. Z tysiącem przekąsek w ciągu dnia. I to nie trwało 3 miesiące. Jestem tego pewna.
Linie lotnicze, które każą sobie dopłacać za zajmowanie dodatkowego miejsca wiedzą, co robią. Jak człowiek, nie poczuje, że go boli, to się nie ruszy; nic nie zmieni. A jak ma poczuć, że go boli, gdy jest „puszysty”? Albo gdy ma „lekką nadwagę”? I pielęgnuje ten swój kulinarny hedonizm?
„Albo schudniesz – albo wózek„
Osłabia mnie, jak słyszę o tej „puszystości”. Współczuję osobom, które to mówią, bo wiem, o czym to jest. Byłam tam. Byłam w tym. Ruszyłam się dopiero, jak mój ortopeda powiedział „albo schudniesz – albo wózek„. Dobrze, że to powiedział. Dobrze, że mi piardł kręgosłup. Dobrze, że to się tak skończyło. Bo inaczej, kto by Wam głowę suszył dzisiaj?
Nie lubię wracać do tego czasu, ale naprawdę, tam byłam. Nie mam ani jednego zdjęcia z tamtych czasów, bo nie lubiłam spotykać się z ludźmi, nie lubiłam stawać przed aparatem. Nie lubiłam na siebie patrzeć, po wywołaniu zdjęć. Miałam poczucie, że nie ma dla mnie nadziei, że już zawsze będę gruba… Mówiłam o sobie tak samo: że jestem puszysta; że na ziemi jest miejsce dla każdego; że może nie tak dobrze wyglądam, ale za to jestem miła.
A jedna moja klientka przyznała się, że potrafi wrócić spod drzwi gospodarzy imprezy, na którą się szykowała, ze strachu, że źle wygląda! Hardkor, co?
Ale „puszysta” zdecydowanie lepiej brzmi, niż „tak, jestem gruba, bo tak mi się to podoba”. Jak słyszę teksty o tej „puszystości” to mnie to osłabia. I chciałabym móc potrząsnąć tym, który to wypowiada, ale jakoś… zaszywam się w swoim blogu i wolę robić, co innego. A tymczasem po świecie chodzą tacy, co się nie obawiają i mówią: „Ty jesteś gruby – mogę Ci pomóc schudnąć!” albo „Zdejmij ubranie – zobaczymy, co tam masz!”. Taki męski model komunikacji, ale najwyraźniej działa. Może nie przysparza od razu fanów, ale na pewno nie przeszkadza żyć. Ja z moją empatią, nie mam takich rezultatów. Łagodne zaproszenia do współpracy nie działają na tych z BMI powyżej 25. I niby dobrze, że na świecie są ludzie, którzy się nie boją mówić, jak jest i dowalają komu trzeba. I że z tego powodu świat się nie kończy.
Co z tą empatią?
Tylko, co z tą moją empatią?
I to jest główny powód napisania tego posta. Cholera jasna, dziewczyny, nie dajcie sobie wmówić, że wszystko jest w porządku. Może i nie powiem Ci w oczy, że nie możesz tak wyglądać, ale wiedz, że jak masz BMI powyżej 25 to zaczynasz stąpać po cienkim lodzie.
Wiem, że ciężko Ci sobie to wyobrazić, ale otyłość przyciąga choroby. A jak chcesz żyć długo – a takie dziewczyny w końcu spotykają się na tym blogu i na moich profilach – musisz schudnąć. A jak jesteś gruba i masz jeszcze na dokładkę takie sobie wyniki badań, to dzięki zwaleniu kilogramów Twoje wyniki się poprawią. Ludzie odstawiają insulinę, gdy chudną. Dlaczego Ty miałabyś mieć gorsze wyniki „po” niż „przed”? Pomyśl o tym:D Wiem, że ci się nie chce, ale to nie od chcenia zależy, ale od roboty. Masz zrobić, to co potrzeba. I robić to codziennie.
Masz zrobić, to co potrzeba. I robić to codziennie
Wczoraj pracowałam z Gosią. I taką konstatację Gosia wyciągnęła: hmmmmm, coś w tym jest, co mówisz… mi brakuje cierpliwości. Inne rzeczy jakoś widać, że wychodzą, ale z tym odchudzaniem, to ja wszystko wiem, co trzeba, i co należy, i całkiem dobrze sobie radzę z tym… ale się poddaję. Możliwe, że jak będę trenować cierpliwość, zamiast się odchudzać, to będzie lepiej.
Niby to nie jest o diecie, ale jednak jest. Bo jak jesteś żywym człowiekiem i robisz w biznesie, to jak czegoś chcesz to to od razu widzisz: stajesz przed kamienicą, którą chcesz kupić – i już ją widzisz. Stajesz przed samochodem, który chcesz mieć – i już go masz w wyobraźni. A takie odchudzanie? A taka zmiana sylwetki? Nie dość, że musisz sobie wyobrazić siebie, to jeszcze taką „pomniejszoną”, „ujętą”. Trzeba mieć potężny łeb, żeby to ogarnąć. A już żeby to zrobić…. To już udaje się tylko niektórym…
Ale zaraz, jakie udaje się…
Ale zaraz, jakie udaje się… Normalna, codzienna robota: wstać, wyczesać włosy, wypić kawę, zjeść śniadanie, ruszyć się, znowu zjeść, ruszyć się, znowu zjeść… i tak do wieczora. Kto by dał temu radę?
Dlatego nie chcę dzisiaj świętować! I Wy też nie świętujcie.
Gdyby to było święto typu: dzień liczenia BMI albo święto ważenia się… oooo, to by było warte świętowania:D Ale święto puszystych?
Nie, nie, nie, nie!!!!
Jak policzyć BMI
Chyba, że to o to chodzi, że nikt nie umie policzyć BMI?
A to proszę bardzo. Tutaj wspaniała ilustracja z kalkulatorem w tle. Znalazłam w internetach. Wygląda na to, że należy do strony: (http://eco-supplements.com/pl/odchudzanie/bmi-prawde-ci-powie/).
A teraz pytanie za milion punktów: Do czego używamy tego BMI?
Przede wszystkim nie wierzymy BMI na słowo. W normach co i rusz grzebią naukowcy, i te dotyczące BMI jakiś czas temu zostały podniesione, bo nikt się w nich nie mieścił:D Niemniej, BMI pokazuje nam, co jest normą, a co nie. To proste. I wystarczy. Nawet, jak nie umiesz liczyć, to policzysz. Bo nie ma nic prostszego, jak policzyć BMI.
Ale, żeby policzyć BMI musisz znać swoją wagę. Najlepiej prawdziwą – a nie „z palca”.
A po trzecie, dzięki takiemu rysunkowi, jak wyżej, widzisz siebie, jak w lustrze. I widzisz, że Ci „odstaje”. Że „puszystość”, którą często spotykamy, to ten ostatni prostokąt. Przypomnij sobie, kto ostatnio przy Tobie mówił, że jest puszysty. Taaaak, to była ta sąsiadka, która ma taki duży brzuch. To nie jest puszystość. To jest choroba. Powiedz jej o tym, bo może ona nie wie. Ona nie wie, że umiera!!!!
Ona nie wie, że umiera!!!! Share on X
Z BMI korzystają też eksperci (dietetycy, trenerzy, psychodietetycy, i coachowie diety, i lekarze), żeby wiedzieć, jak z Tobą pracować. Jakich wskaźników użyć przy liczeniu Twojego zapotrzebowania. Bo inaczej ono wygląda, gdy jesteś „w normie”, a inaczej, gdy masz otyłość brzuszną. Każde ciało trzeba odżywić i pozwolić mu działać. To otyłe też. Dobra dieta, to ta, która troszczy się o całe ciało. Dzięki dobrej diecie łatwiej radzisz sobie ze stresem, masz energię, żeby wyjść z domu i się ruszyć. Nie jesteś drażliwa ani – co gorsza – głodna. Żyjesz. A Twoje ciało działa.
A większość ludzi na hasło „Dieta” sztywnieje. Boi się, że skończy się im życie.
Jeśli szukasz sposobu, żeby ruszyć możliwe, że spodoba Ci się mój produkt: Pastylka na kobiecą niemoc. https://zasmakujwzyciu.pl/produkt/pastylka-kobieca-niemoc/ To nagranie 2-godzinnego webinaru, który pomoże Ci ruszyć. i wytrwać. Pod warunkiem, że zadziałasz.Bądź ze mną w kontakcie!
Zapisz się do newslettera, który wysyłam zwykle raz w tygodniu. Będziesz wtedy zawsze na bieżąco z tym, co u mnie i u moich klientów. A w ogóle, to lepiej mi pisać, dla tych, którzy czekają - nie dla wszystkich:D