Demony
Miała jedno życzenie…
… Schudnąć…
Miała dość tej spuchniętej i wiecznie zmęczonej istoty, która codziennie odwiedzała ją, gdy mijała lustro.
Gdyby tylko mogła, udusiłaby ją gołymi rękami.
I nawet zabrała się za to kilka razy, ale za każdym istota znikała i zamieniała się w mokrą od łez, kulkę nieszczęścia.
Nienawidziła tego.
Próbowała ją głodzić, ale istota była wyjątkowo żywotna.
Już po trzech dniach życia, na kawie i liściu sałaty, potrafiła zorganizować sobie ucztę. A choćby i tu, teraz, w sklepie.
Pamięta dobrze ten ostatni raz, jak stała tam, między półkami, w wianuszku z szeleszczących papierków na podłodze, i wpychała w siebie, co popadło.
Tak się wstydziła, gdy wykładała potem te śmieci przy kasie. Chciała szybko zapłacić kartą i wyjść, ale trzęsły jej się ręce i portfel wypadł na ziemię. A gdy się po niego schyliła, uderzyła ramieniem o plastykową półkę, na której leżał terminal. Narobiła rumoru, hałasu… Czuła niecierpliwe spojrzenia ludzi na plecach…
– Jesteś grubą wielką świnią – nazwała siebie w myślach. A gdy upychała w kieszeniach opakowania po „Bajecznych” i „Knoppersach: dodała na dobicie – i jesz, jak wieprz! Zobacz, inni ludzie zachowują się normalnie! Zobacz, co mają w swoich koszykach… Tylko Ty wpadasz tutaj i wcinasz, co popadnie… Jesteś grubą, wielką, nienażartą świnią! I jesz, jak wieprz! Ojciec i bracia mieli rację!
A to nie był pierwszy taki występek.
Tyle razy, leżąc zwinięta i bezradna w rogu pokoju, wzywała pomocy.
Tyle razy, była gotowa oddać diabłu duszę, byle nie czuć tej własnej ciężkości i niemocy…
Byle pozbyć się tej toporności, która towarzyszyła krokom, myślom, spotkaniom, porom roku…
Broniła się, jak tylko mogła, przed letnimi sukienkami. Dzisiaj każdy może odsłaniać, co chce, ale musi koniecznie zadbać, aby to było ładne. A jej uda… cóż… pełne nieapetycznych kalafiorowych grudek. Ramiona też…takie zwisające, jak podgardla pelikanów… I tak samo, jak one… różowe.
Takich rzeczy się nie pokazuje publicznie.
Rezygnowała też z przyjęć, bo ciągle czuła te oceniające spojrzenia na plecach. A na randce nie była… ech… to było dawno temu, a facet okazał się być zboczonym miłośnikiem wielkich kształtów. Ciągle ją dokarmiał… I dokarmiał…. I dokarmiał….
Myślała, że znalazła swoją drugą połówkę.
Była pewna, że ten mężczyzna kocha ją za to kim jest, i że przy nim nie musi niczego udawać.
I tak się cieszyła, że nie musi się odchudzać…
Aż, którego razu, przy domowych porządkach znalazła jego dziennik. A tam wielkimi literami opisane marzenie, że chciałby żeby była taka duża, żeby mógł owinąć się nią i poczuć, jak dziecko w brzuchu matki.
– Bleee – Na samo wspomnienie potrząsnęłam ramionami i głową
– i pomyśleć, że pozwoliłam mu się dotykać…. Łeeee – dreszcz obrzydzenia przebiegł jej po plecach po raz drugi…
… I teraz, gdy usłyszała, że wystarczy, że coś z siebie odda w zamian… Że wystarczy mała cząstka wysiłku i kilka kropel potu, i jeszcze trochę wiedzy – ale nie za dużo… Przecież nie będziemy się przemęczać…
A zresztą… Uwierzyłaby teraz we wszystko…
Demon – Diablica w okienku monitora miała sylwetkę, jak ze snów.
Stała przed nią z tymi swoimi nogami do samej ziemi, i w tak krótkich szortach, że przy każdym ruchu – no nie ma wyjścia – musiały odsłaniać fragment boskiego… tfuuu… diabelskiego pośladka.
W centrum ekranu znajdowały się jej pełne piersi. Wydawało się, że próbuje je skromnie zakryć pod zabudowanym, sportowym biustonoszem, ale co to za ukrywanie, gdy pod nimi wyraźnie rysują się napięte sutki?
I jeszcze ten brzuch… Tak płaski, że można by na nim próbować wałkować ciasto.
A do tego wąska talia… Bez wałeczków nad szortami…
…I w ogóle nigdzie…
Diablica mówiła kojącym głosem, obiecując sukces i spełnienie…
Choć nie… właściwie, to nie wiadomo co, mówiła… Słońce odbijało się w jej jasnych włosach, a może jeszcze w bielusieńkich, jak śnieg zębach. Wiatr mieszał się z oddechem…
Nie, to deszcz szeleścił w liściach…
Okno otworzyło się na całą szerokość i w pomieszczeniu zrobiło się chłodno i rześko…
– O matko, oddam ci co chcesz, tylko zrób ze mną to, co zrobiłaś z sobą… – pomyślała i leżąc zwinięta w kłębek, uważnie wpatrywała się w świecący kwadrat przed sobą. Poczuła, że kąciki ust unoszą się delikatnie… To było przyjemne.
—
Co robię innego ja – niż trenerki fitness w diabelskich kształtach i nieskromnych ciuchach?
Może to, że daję Ci nieco inną przestrzeń do pracy nad sobą.
Z moich obserwacji wynika, że cała ta obsesja żywieniowa i w ogóle na kobiece piękno, które równoznaczne jest z piękną sylwetką, sprawia że zamiast rozwiązywać problemy robimy im więcej przestrzeni. Zamiast się ich pozbywać – pogłębiamy ich oddziaływanie.
A więc, siłownia pomoże, ale nie na wszystko. Jest takim osobliwym sposobem na uklepywanie starych problemów. Wiele kobiet nawet wyraźnie to mówi: schudłam, ale moje demony zostały.
Terapia otyłości pomaga zrozumieć, dlaczego ciągle zajmujesz się tym odchudzaniem. A czasem przyczyny są nieoczywiste. Wśród nich mamy na przykład dużą potrzebę kontroli (samej siebie oraz otoczenia). A nie da się wszystkiego kontrolować. Ale zjeść dałoby się całkiem dużo… i zwyzywać się potem od najgorszych…
W tym filmie dowiedz się, jak pracuje się z Moniką Kurdej
Co robisz, gdy nikt nie patrzy
Mnie, jako psychodietetyka, nie interesuje cały ten konkurs piękności, w którym – być może – uczestniczysz. Interesuje mnie, co robisz ze sobą, gdy nikt nie patrzy.
Jeśli jedzenie jest pierwszym, co przychodzi ci do głowy, gdy masz gorszy czas – to warto, żebyś wiedziała, że są ludzie, którzy mają szerszy wachlarz możliwości. Oni, w okresie trudności nie ładują się słodyczami, czy innym badziewiem z supermarketu. Też mają swoje fisie – bez obaw – ale zasadniczo zmierzają do rozwiązania problemu – a nie do jego pogłębiania.
Jak się już tym, co pielęgnujesz u siebie, zmęczysz, pamiętaj, że możemy popracować nad tym, żebyś i ty miała z czego wybierać. Dobre emocje potrzebują elastyczności.
Co powiesz na więcej szans i możliwości, zamiast tego okropnego wstydu, z powodu przejadania się, gdy nikt nie patrzy? Tutaj zamówisz wstępną konsultację.
Jak nie zwariować?
I jeszcze cała ta kultura jedzenia.
W tym filmie pytam o kulturę jedzenia Twojej rodziny.
Przyjęło się sądzić, że dieta to sprawa prywatna. Ale wiesz co? To bzdura. Owszem, nie da się zrobić wiele z sylwetką i z samopoczuciem, bez dyscypliny żywieniowej. Ale jeśli te działania nie uwzględniają Twojej codzienności oraz nie biorą pod uwagę Twoich przekonań, nawyków oraz – czasem również – możliwości finansowych, to za dużo nie osiągniesz. To nie zawsze jest tak, że sama – w 100% – decydujesz o swojej diecie. Często jest tak, że jesz produkty, bo inni jedzą. Albo mówią, że jedzą. Albo po prostu takie są dostępne w Twoim sklepie itd.
Warto umieć skomponować sobie mądry posiłek, bez wpływu całej tej marketingowej otoczki. I najlepiej, jakby miał smak – choć w obszarze dyscypliny żywieniowej to dość trudne, bo gdy kontrolujemy ilość tłuszczu i cukru, robi się mdło i szaro.
A wiesz, że gospodynie marnują jedzenie?
Ale właśnie dlatego, potrzebujesz mądrej struktury i regularności edukacyjnej, którą ja proponuję. Dopiero tutaj jest miejsce na tzw. dietę – gdy rozumiesz, swój rytm i lajfstajl. To, co modne jest modne i zazwyczaj fajne, ale nie zawsze jest doskonale zgrane z Twoimi potrzebami. Zamiast się męczyć z tym wszystkim i już w ogóle nie wiedzieć, co się powinno jeść, a czego nie – warto wiedzieć, co się robi i nie zwariować.
Jeśli czujesz, że to, co mówię jest dla Ciebie, zapisz się na konsultację wstępną TUTAJ. Poznamy się i będziemy wiedzieć, czy możemy razem pracować. Oraz, czy to, co oferuję jest dokładnie dla Ciebie.
Bądź ze mną w kontakcie!
Zapisz się do newslettera, który wysyłam zwykle raz w tygodniu. Będziesz wtedy zawsze na bieżąco z tym, co u mnie i u moich klientów. A w ogóle, to lepiej mi pisać, dla tych, którzy czekają - nie dla wszystkich:D