Czy wy wiecie, jak trudno jest sprawić kobiecie przyjemność?
Czasem podczas konsultacji czuję się, jak bym żyła w otoczeniu ascetek i luteranek. Każda dobrze wie, co ma do zrobienia i jest gotowa wziąć jeszcze więcej zadań na siebie, natomiast ważny kontekst przyjemności zostawia na potem.
Nooo, chyba, że mowa o jedzeniu – to wtedy jest inaczej. Ale jedzenie to obowiązek, czyż nie?
Toksyczna relacja
A ze względu na moją specjalizację mam w gabinecie osoby, które kochają jeść… i jednocześnie jeść nienawidzą. Dość toksyczna ta relacja – dlatego trzeba ją profesjonalnie rozpakowywać i krok po kroku wyprowadzać na prostą.
Zwykle zaczyna się od modelu walki: „Monika, to jest silniejsze ode mnie”; „Monika, jestem tym wyczerpana. Zrób tak, żeby było normalnie”; „Monika, ja wszystko wiem, ale ja nie daję rady”.
Nie wiedzieć czemu swoje rozumienie jedzenia zbudowaliśmy w oparciu o siłowanie się. Najpierw szybka przyjemność, tak szybka, że niektórzy jej nie zauważają – potem poczucie winy i … karanie się głodówką (bywa). Nie wiem, jak Wam, ale mi to przypomina szybką kłótnię z mężem. Zaczyna się zwykle od głupoty, ale psuje nerwa na kilka dni. I zawsze wtedy w głowie brzęczy to pytanie: „czemu nie może być normalnie?”
A więc moi drodzy, oświadczam, MOŻE BYĆ NORMALNIE. I BĘDZIE. Tylko brakuje Wam paru umiejętności i odrobinę wiedzy. Dziś na tapetę biorę przyjemność. Chcę, żebyście po przeczytaniu tego artykułu wiedzieli, że przyjemność jedzenie jest ważna. Oraz, że to nie jedyna przyjemność w życiu.
A może chcesz gratisowy materiał o tym, jak przestać się objadać? Szczególnie wieczorem? To proszę. Jest Twój. Kliknij TUTAJ i gotowe:DJesteśmy ludźmi. Kochamy jeść
Czy wiecie, że część kobiet, z którymi pracuję nie zna innej, lepszej, większej przyjemności niż jedzenie? I nie zrozumcie mnie źle – nie ma nic złego w jedzeniu. Tak jesteśmy skonstruowani, jako ludzie, że kochamy jeść. Nasze kubki smakowe, zmysł smaku, dotyku, wzroku – to wszystko pracuje na korzyść jedzenia, jako głównej przyjemności w życiu. I dopóki jedzenie nie zabiera nam energii, zdrowia, rodziny – to nie ma się czym przejmować. A główna zasada psychodietetyczna Moniki Kurdej głosi: JEDZ WSZYSTKO – NIE JEDZ NICZEGO. Co oznacza: jedz różnorodnie, ale się nie opychaj.
Ale jak się nie opychać, gdy dookoła tyle tego wszystkiego, a na dokładkę dzień był do d…y, i jeszcze mąż nie przyjechał na czas tam, gdzie żeśmy się umówili.
Jedzenie jest prostą przyjemnością
Jedzenie jest prostą przyjemnością. Nie taką wysublimowaną, jak malarstwo, teatr, literatura, ale taką zwykłą, łatwo dostępną. I nawet jeśli naukowcy się spierają – a się spierają – czy przyjemność jedzenia zależy bardziej od umysłu, czy od kontekstu, to my i tak wiemy lepiej. Jedzenie jest przyjemne. I kropka. Ale dla niektórych tak przyjemne, że aż nie warte innych przyjemności.
Czy wiesz, że jednym z moich zadań, jako psychodietetyka jest zachęcić kobiety, do uczenia się przyjemności? I zdziwisz się, ale to naprawdę ciężka praca. Dużo łatwiej jest polskim kobietom zrealizować wszystkie codzienne zadania z zaciśniętymi ze złości ustami i z napiętym czołem, niż jedną rzecz z lekkością i łatwością. Więc gdy ja się pytam: „hej, a gdzie Twoja przyjemność w życiu” to napotykam mur. Nie lubię go, bo to jest mur ze starych myśli i utartych schematów. I gdy wtykam pod to swój psychodietetyczny paznokieć, to klientka syczy. Bo to piecze.
No, ale co mam zrobić? Taka praca… Mózg potrzebuje paliwa w postaci przyjemności, a ja stoję na barykadzie i daję rękami sygnały „jedzenie nie!! jedzenie nie!”.
Każdy by się wściekał.
Nie trzeba rzucać się od razu na głęboką wodę zmian
Tylko, że nie da się tak, żeby nie piekło, gdy zostawiasz stare i idziesz w nowe. Ale da się zrobić tak, żeby było łatwiej. Nie trzeba rzucać się od razu na głęboką wodę zmian, bo zwykle po trzech dniach mamy ich dosyć, ale da się zrobić tak, żeby krok po kroku było dobrze. I coraz lepiej.
Jak bardzo jesteś podatna na marketing jedzenia? Share on XPo to więc uczę dziewczyny przyjemności. Żeby im było łatwiej. Bo, gdy wiesz, co sprawia Ci przyjemność stajesz się mniej podatna na marketing jedzenia. (Jeśli ciekawi Cię temat szerzej, to koniecznie przeczytaj TĘ książkę)
Wy nie wiecie (a ja wiem), że koncerny spożywcze wydają fury pieniędzy, żeby badać, co i jak robimy podczas zakupów. I oni świetnie wiedzą, że zarobiona i przemęczona kobieta, która stoi w bloku startowym, żeby szybko zrobić zakupy i szybko przygotować rodzinie jedzenie, nie będzie czytała etykiet super dokładnie. Jest więc bardziej podatna na „pismo obrazkowe”, czyli kolory, kształty, typografię, niż ta, która jest najedzona (bo zadbała o IV posiłek przed wyjściem z pracy).
Czy zdarzyło Ci się kiedyś odłożyć na półkę produkt, bo etykiety nie dało się odczytać? Wystarczy, że producent przygotuje opakowanie, które wymaga użycia dwóch rąk, a ty już musisz podjąć decyzję czy czytać teraz czy w domu. Ja mam zwyczaj odkładać taki produkt, ale ile z Was decyduje, że nie ma czasu i odczyta w domu? Z tego zachowania biorą się konkretne sumy w korporacyjnych tabelkach oraz… bywa, że kilogramy na wadze. Warto wiedzieć, że chwilowe ograniczenie funkcji mózgu, czyli pozbycie się, choćby na krótki czas, tej opcji z analizowaniem, porównywaniem, szeregowaniem danych – to jest dopiero przyjemne dla mózgu. Naprawdę robimy to podczas zakupów. A także podczas jedzenia. Dodaj do tego oglądanie TV, gdzie mózg zajęty jest analizą całkiem innych danych – i już masz odpowiedź, czemu ocknęłaś się z ręką w pustym opakowaniu po ciasteczkach. Częsty temat do śmiechu w moim gabinecie:D
Gęsia skórka na myśl o warzywach
Zabiegana kobieta dostaje też gęsiej skórki na myśl o warzywach. Bo trzeba je obrać, umyć, pokroić. A to zajmuje czas. Za to łatwiej sobie przypomni śmieszny filmik o parówkach, które szykują się na grilla, gdy zobaczy znany obrazek na opakowaniu. Parówki nie wymagają takiej obróbki, jak warzywa.
Dodajmy do tego fakt, że smak prawdziwego jedzenia nie rekompensuje wydatku energetycznego, jakiego wymaga przygotowanie prawdziwego posiłku. Dla niewprawionych kubków smakowych, nowe i prawdziwe jest po prostu nieprzyjemne. Wymaga właściwego przyrządzenia, czyli całkiem innych działań w kuchni, niż do tej pory. Kobiety martwią się, że na diecie będą spędzały czas tylko w kuchni… No i rodziny bywają mało wspierające. Stołownicy krzywią się na myśl o tym, że będą jeść warzywa regularnie – tym bardziej, że w tradycyjnej polskiej kuchni królują warzywa rozgotowane. One naprawdę mają prawo nie smakować.
Ile czasu spędzasz w kuchni przygotowując posiłki na następny dzień? Share on XZmiana stylu życia, czerpnie przyjemności z nowego jedzenia wymaga więc nowego podejścia do gotowania, a więc nauki. A ta potrzebuje, żeby się parę razy potknąć. Tymczasem, gdy jesteś pracującą kobietą, to nie masz czasu na dyrdymały. I nie chcesz wyrzucać jedzenia. Więc kupujesz to, co zjesz Ty i Twoi bliscy. Po trzech dniach na diecie jesteś z powrotem w swoim starym modelu, w którym przyjemnie spędzasz czas jedząc gotowe smakołyki.
Przyjemność zależy od kontekstu
Nie ma potrzeby tego oceniać. Ale warto wiedzieć, że jesteśmy ludźmi. I że podlegamy ludzkim zmysłom.
Przyjemnie jest widzieć radość w oczach dzieci, gdy na stół wjeżdża ulubione jedzenie. Przyjemnie jest, gdy mąż zjada posiłek i mruczy z uznaniem. Przyjemnie jest, gdy wrzucasz foty swojego pudełka na Instagrama i dostajesz miliony lajków. Potrzebujesz przyjemności, żeby przetrwać kolejny dzień.
Ale przyjemność zależy od kontekstu. Najlepsze ciasto nie smakuje, gdy jesteś udręczona walką ze swoim mężem o błahostkę. A golf na zwykłej łące nawet nie przypomina gry w golfa. Więc nie będzie przyjemności. Pływanie, tańczenie, gotowanie – to wszystko ma swój czas i swoje okoliczności, które możemy stworzyć same. Nie musimy czekać do Sylwestra, żeby potańczyć. Nie musimy czekać na lato, żeby popływać. Jest tyle rzeczy, które możemy zrobić tak po prostu. Nawet bez konieczności wrzucania zdjęć na instagrama:D
Możesz skonstruował Twój własny kontekst
Dlatego, jeśli jedzenie jest Twoją jedyną przyjemnością, możesz, skonstruować swój własny kontekst tej przyjemności. Może i trudno jest Ci zatrzymać się, gdy przed Tobą talerz kanapek, ale … może jesteś w stanie wyjść z pomieszczenia?
Niby proste rozwiązanie, ale mało która z moich objadających się klientek na nie wpada.
A jak by się zmieniły Wasze rodzinne biesiady, gdyby zaplanować je na stojąco? Moim zdaniem, stół przestałby być głównym punktem programu i skończyłby się ten irytujący motyw „to może jeszcze dokroję?!”.
I tutaj, przypomina mi się Magda – moja Klientka. Magda odkryła, że to nowe dietetyczne jedzenie jest całkiem fajne w seksownym termosie. A ta głupia aktywność ruchowa – „bo przecież trzeba” – dużo łatwiej ją utrzymać, gdy ma się plecak ze specjalnym miejscem na kije. I wtedy można zabrać je wszędzie. I naprawdę mieć przyjemny wieczór, zamiast męczącego kiblowania z lodówką.
Jak ona to zrobiła?
Co tu dużo gadać, Magda ma głowę nie od parady. Ten, kto ją zatrudnia ma z jej głowy taaaaaakie korzyści. Umysł Magdy jest, jak błyskawica. I ostry, jak brzytwa. Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać, że pracujemy nad modelem przyjemności innych, niż jedzenie. Może i kwiaty cukinii w cieście z mąki kasztanowej są seksi w smaku, ale duuuużo im brakuje do żywieniowego ideału. Już lepszy byłby indyk z brokułami – tyle, że przy tym daniu nie ma takiej radości.
A co by się stało, gdyby w ciągu dnia znaleźć czas na TO COŚ, co sprawi, że kwiaty cukinii w cieście zbledną i stracą na atrakcyjności? Może to będzie godzina kaligrafii w tygodniu (albo dziennie)? A może wspinanie się po ściance wspinaczkowej? Albo może trampoliny? A teatr? A kino? A pisanie recenzji na portale dla kinomanów? A rysowanie? A czytanie książek (Polacy coraz mniej czytają – pomóż zmienić statystyki).
Tylko jak to znaleźć?
Przyjemność rodzi się w naszych głowach
Tu właśnie jest praca dla mnie, dla coacha-psychodietetyka.
Po pierwsze, ja wiem, że przyjemność rodzi się w naszych głowach. I zależy od kontekstu. Może i zawartości głowy w szybkim czasie Ci nie zmienię, ale mogę zachęcić Cię do zmiany sposobu myślenia o niektórych rzeczach. I to już będzie nasz wspólny, wielki, krok do przodu.
Zamów konsultację wstępną TUTAJJa działam tak, że po prostu polecam zacząć skupiać się na przyjemnościach i zacząć tworzyć listę takich, creme de la crem, przyjemności – innych, niż jedzenie. Bo zwykle nie o samo jedzenie chodzi w objadaniu się, ale o to, co ze sobą zrobić, gdy pojawia się nadmierna potrzeba jedzenia. Czy sięgać po dodatkową porcję, czy odmawiać sobie jej siłą woli. Dodam, że obydwa rozwiązania są słabe..
Na początku będziesz eksperymentować
Na początku nie będziesz wiedzieć, co to jest. Ale za to będziesz eksperymentować. A z czasem, gdy lista Twoich przyjemności zapełni się, będziesz mieć więcej jasności, o co chodzi z tą przyjemnością jedzenia. Bo okaże się, że chętniej sięgasz po jedzenie, gdy zbliża się miesiączka. Albo masz pracę, której nie lubisz – i jedzenie okazuje się być jedynym, łatwo dostępnym wentylem bezpieczeństwa.
A może, jak Dominika, masz szefa mobbera, a Twój sposób na stres to wysiąść z tramwaju w połowie drogi, wejść do sklepu i tak się objeść, żeby bolało…? W normalnych warunkach wzięłaby chłopa za… nogi i tak nim majtnęła, że wiedziałby z kim nie może zadzierać. A tymczasem, w cywilizowanym świecie, trzeba trzymać emocje na wodzy…. Ale, czy na pewno? Bo ten kejs jest świetny, żeby udowodnić, jak to całe trzymanie się w ryzach działa. Tu jesteś SPOKOJNA, ale tam, za rogiem puszczasz nerwa. I to jak…
Inny schemat miała Ania. Od wielu lat wykonywała poważny zawód, ale w środku cierpiała. Naprawdę była wrażliwą artystką, tylko… tata sobie życzył, żeby miała dobrą pracę i żeby wszystko było, jak trzeba. Żyła więc po to, żeby pracować i jeść. A że jedzenie jest dzisiaj właściwie zawsze pod ręką (a jak masz dobry zawód i pieniądze, to ciastka z najlepszych cukierni też masz na wyciągnięcie ręki) to jadła naprawdę dużo. Tyle, że ciastka nie zrobią w Twoim życiu miejsca na to, co kochasz. Musisz to zrobić Ty sama. I gdy Ania w to poszła, to zrobiło się jej jakoś fajniej, wieczory spokojniejsze, a brzuszek wypoczęty i oczekujący na naprawdę wielką i wysublimowaną, kulinarną przyjemność. Od czasu do czasu.
Bo od czasu do czasu można. Ortoreksja to też choroba.
A więc, moja droga, skoro doczytałaś do tego miejsca to teraz czas na Ciebie. Zrób listę swoich przyjemności i eksperymentuj. A jeśli potrzebujesz indywidualnego wsparcia – skorzystaj z konsultacji wstępnej. Zapisz się TUTAJ
Bądź ze mną w kontakcie!
Zapisz się do newslettera, który wysyłam zwykle raz w tygodniu. Będziesz wtedy zawsze na bieżąco z tym, co u mnie i u moich klientów. A w ogóle, to lepiej mi pisać, dla tych, którzy czekają - nie dla wszystkich:D